O zawiłościach transplantologii, pozyskiwaniu dawców, przekazywaniu niekorzystnych informacji rodzinom dawcy, a także o tym, dlaczego jeszcze nie mamy w pełni implantowalnego sztucznego serca, mówi w serwisie termedia.pl dyrektor Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu prof. Piotr Przybyłowski.26 października to Światowy Dzień Donacji i Transplantacji.
Prof. Piotr Przybyłowski: transplantacja serca nie ma równej sobie metody leczenia
Ekspert wskazuje, że o sukcesie przeszczepienia serca w największym stopniu decyduje ścisła współpraca chorego, a w przypadku dziecka – rodzica, z transplantologiem w kwestii przestrzegania zaleceń, a także, że w pierwszym roku po zabiegu mamy do czynienia z największym odsetkiem odrzuceń organu.
Długie życie po przeszczepie
Kardiochirurg podkreśla, że z przeszczepionym sercem można żyć już nawet dwadzieścia lat. Co więcej, długość życia po transplantacji stale się zwiększa.
– W skrajnych przypadkach możliwe jest wykonywanie retransplantacji serca. Główny powód ponownej transplantacji to waskulopatia przeszczepionego serca. Jest to choroba przypominająca w swoim obrazie miażdżycę, chociaż nią nie jest. Polega ona na immunologicznej, długotrwałej reakcji odrzucania, z zarastaniem drobnych naczyń w kierunku większych pni, co w efekcie doprowadza do niewydolności przeszczepionego organu. Jak na razie nie potrafimy tego opanować, a jedynie możemy spowolnić narastający proces. Dlatego u osób ze schyłkową waskulopatią jedyną metodą leczenia jest ponowny przeszczep serca – tłumaczy prof. Przybyłowski.
Ekspert wyjaśnia również, że każdy pacjent po transplantacji serca przebywa pod stałą opieką specjalistów, a najtrudniejszym okresem dla chorego są pierwsze tygodnie, miesiące po transplantacji. – Do największej liczby odrzuceń dochodzi w pierwszym roku po przeszczepie. W przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych – gdzie pacjenci po transplantacji są przejmowani przez specjalistów z podspecjalizacją z zakresu transplantologii niewydolności serca – w Polsce chorzy pozostają całe swoje życie pod opieką ośrodków, które ich przeszczepiały. Moim zdaniem to dobry system, ponieważ lekarze transplantolodzy mają niewspółmiernie lepszą kontrolę nad tymi pacjentami w porównaniu z lekarzami z ośrodków, w których pacjenci byli kwalifikowani do przeszczepów.